Komentarze: 19
Pan w Bialej Szacie ruszyl juz w droge
W sobotni wieczor pozegnal tlum
Szedl w strone zrodla,czujac na twarzy
Powiew halnego i jego szum
Po drodze mijal cichych,klaszczacych
W oknach rozniecal plomienie swiec
Kirem ozdabial sztandary placzace
Mlodych jednoczyl w rytm bicia serc
I szedl powoli w niemalym trudzie
Dlonia zas kreslil zbawienia znak
Jedni mowili o jakims cudzie
Inni,ze już nadziei brak
Szedl szlakiem w góry,wsparty na krzyzu,
W ostatniej drodze byl calkiem sam
Na szczycie z kluczem Piotrowym w dloniach
Wital Go usmiechniety,Niebieski Starszy Pan
Jak ojciec syna wzial Go w ramiona
I razem przeszli przez Niebios prog
Jestem zmęczony,ale juz w domu
Tak Synu-szepnal Mu Ojciec,Bog.
Gdy Go miniemy na sciezce zycia
Bo nie po drodze bedzie z Nim isc
Krzyz nas przygniecie,smutek i lzy
To spojrzmy w to okienko male
Przy Franciszkanskiej,w Krakowie,trzy
Poczujesz ulge,zes nie jest sam
Bedzie tam czekal,dloń ci podając
W bialej sutannie,z jasnym obliczem
Ojciec,Dobry Starszy Pan.